Nieformalny język angielski

Nieformalny język angielski

Nieformalny język angielski jest wszędzie. Wręcz nas otacza. Nie da się od niego uciec. A jednak wciąż sprawia osobom uczącym się wiele trudności. Kursanci często nie wiedzą, czy zwroty, których się nauczyli, to nieformalny język angielski, czy jednak jego mocno oficjalna forma. Osoby, nazwijmy to, przesiąknięte korporacyjnym stylem komunikacji często nie są też pewne, kiedy w tzw. życiu poza pracą powinni używać konkretnych form. I jaki to może mieć wpływ na ich wypowiedź oraz jej odbiór.

Nieformalny język a formalne zwroty – co wybrać, jak to ogarnąć, co robić?

Odróżnianie, gdzie nieformalny język ma swoje zastosowanie, a gdzie lepiej go unikać, to, zdaje się, wyższy poziom wtajemniczenia. Pierwszym i podstawowym krokiem jest jednak  po prostu poszerzenie słownictwa. I tutaj mamy wiele pułapek, w które wpadają (nie tylko moi). uczniowie. Jest kilka zasad, o których należy pamiętać, ucząc się języka efektywnie. Niektóre z nich mogą wydawać się sprzeczne, co właśnie przyprawia o ból głowy.

  1. Nie musisz znać wszystkich słów

Jednym z mitów, jakie często słyszę, jest: muszę znać jak najwięcej słów, nauczę się całej listy i to rozwiąże wszystkie moje problemy. Słyszałam nawet o przypadku, gdy pewna kobieta postanowiła zdawać egzamin FIRST B2 (dawniej nazwany: FCE – First Certificate Exam). Jak postanowiła to zrobić? Logiczne byłoby przerabianie arkuszy, poznawanie struktur. Ale nie. Adeptka postanowiła zwyczajnie nauczyć się kilkunastu tysięcy losowych słów, które powinny odpowiadać mniej-więcej znajomości językowej na poziomie B2. No, bzdura. Po prostu bzdura. Oczywistym jest, że zdania składają się ze słów, ale poznanie ich w niesamowitej ilości ani nie jest konieczne, ani nie załatwi twoich problemów.

Trafiasz na słówka lub frazy, których za nic w świecie nie możesz zapamiętać? Nie szkodzi! Po prostu je zignoruj. Może wpadną do głowy później. Może znajdziesz jakieś fajne synonimy. A może te słowa w ogóle nie są ci potrzebne i dlatego nie chcą zostać w głowie? Powodów może być wiele. W każdym razie stres i napięcie na pewno nie pomogą w nauce i postępach.

Poza tym, dużo lepiej wypada osoba, która mówi nawet prostymi, powtarzającymi się słowami, ale w sposób pewny i płynny niż taka, która używa kwiecistego, wyszukanego języka, ale łamiąc głos, robiąc przerwy na zastanowienie lub kalecząc gramatykę czy wymowę. Krótko mówiąc: lepiej jest posługiwać się mniejszą ilością słów w wygodny, pewny, swobodny sposób.

 

2. Myśl kontekstem, a nie tłumaczeniem

Problem ze słówkami czy sposobem komunikacji (nieformalny język angielski vs oficjalne wypowiedzi w tymże) jest też taki, że wybieramy sobie POLSKIE, ULUBIONE FRAZY zamiast angielskich. Przyczepiamy się jak rzep do konkretnych, naturalnych dla języka polskiego zdań i tworzymy różnego rodzaju kalki językowe. Czasem brzmią one dobrze. Innym razem okazują się mocno karkołomne.

Nie ma NIC ZŁEGO w wybieraniu ulubionych zdań, fraz czy w zachowaniu swojego stylu. Każdy ma swoje ulubione zdania i formy i trudno byłoby go teraz na siłę uczyć innych nawet w języku dla niego ojczystym.

Cały trik polega jednak nie na tym, żeby mówić „dzień dobry” skoro nie lubi się mówić „cześć”, a po prostu zastanowić się, co byłoby dobrze powiedzieć na przywitanie. Brzmi sprzecznie. OK. Już tłumaczę.

Metoda zapisywania sobie listy słówek z polskim tłumaczeniem w j. angielskim po prostu nie działa.  Mamy przecież różnice nie tylko w idiomach, ale również w samym stylu komunikacji. Rzeczy, które po polsku są niewyobrażalne, w angielskim spotykamy na porządku dziennym.

Realny przykład?

Co słyszymy, wychodząc z polskiego sklepu? Zazwyczaj nic. Względnie może: zapraszamy ponownie, kiedy sprzedawca chce się wykazać (pozdrawiam Pana Kasjera z Biedronki na Migdałowej!). Sami mówimy co najwyżej „do widzenia”.

Co natomiast pada w takim samym sklepie w Wielkiej Brytanii? Najczęściej: cheers. Tłumaczymy to jak „dzięki” albo „pozdro, ziom” (ach te wiecznie żywe lata 90, co nie?) , ale głównie oznacza „na zdrowie” (przy toastach) lub „wiwat” (jako rzeczownik: wiwatujący, kibice etc). „Godbye” będzie odebrane jako nieco dziwne i nienaturalne. Nie lubisz „cheers”? Nikt nie zmusza.  Zostań przy „bye”. Po prostu chodzi o to, by nie przenosić swoich nawyków z jednego języka na drugi. Już lepiej po prostu stworzyć nowe, odrębne.

Ostatecznie tyle się mówi o tym, że poznając kolejne języki, nabieramy jakby nowych cech osobowości.

Wyrażamy się nagle inaczej. Śmielej, mocniej, bardziej bezpośrednio.

Nie wspominając już o sławnych słowach Witgensteina „granice mojego języka są granicami mojego świata”. Czy chcesz mieć świat zamknięty na „do widzenia”? Jasne, że nie!

Od dzisiaj zatem przestań myśleć o „do widzenia”. Myśl sytuacją, obrazem, kontekstem. W jednym z wcześniejszych wpisów wspinałam już, jak uczyć się języka potocznego. Nieformalny język angielski naprawdę może być w zasięgu twojej ręki. Nie musisz się używać skostniałych fraz zaczerpniętych ze starych, nieaktualnych podręczników (tak, wiedza językowa może się jak najbardziej dezaktualniać).

 

Nieformalny język angielski a korporacje

 

Z językiem biznesowym to też jest często kłopot. Bo niby to oficjalne maile, niby to „rodzinna atmosfera”, ale częstowanie wszystkich „hey, man!” średnio pasuje. Tak samo zresztą jak skostniałe formułki z podręcznika wydanego 10 lat temu albo stron internetowych, których nikt nie aktualizował też mniej więcej od dekady.

Taaaak, też widziałam te wszystkie przestarzałe poradniki, jak napisać dobrze email, zażalenie czy zgłoszenie. Chyba jedynie raporty i memoranda są przedstawione w ogólnodostępnych źródłach w sposób przystępny i zgodny z aktualnymi wytycznymi. Może dlatego, że 1. właściwie większośź źródeł jest nowa, dawniej ze świecą można było szukać takich materiałów…. 2.te formuły raczej się nie starzeją, a przynajmniej nie tak szybko.

Co zawsze powtarzam, zawsze najlepiej opierać się na materiałach autentycznych. Na nich się wzorować i z nimi porównywać. Podpatrywać, podsłuchiwać, co żywi, realni ludzie mówią/piszą w danych sytuacjach.

Kiedy raz na jakiś czas robię tzw. „odpytywanki” albo kiedy widzę na twarzy kursanta skupienie przy próbie przypomnienia sobie jakiejś konkretnej frazy, pytam, co jego ulubiony bohater filmowy/serialowy powiedziałby w takiej sytuacji.

Na tej zasadzie opierają się też klasyczne lekcje konwersacyjne – w założeniu uczeń ma naturalnie przejąć popularne frazy używane przez nauczyciela. A on powienien dopasować poziom swoich wypowiedzi w taki sposób, by zawsze były one o mały krok dalej niż aktualne zdolności wytwórcze studenta. Rozumieć i używać to przecież dwie całkowicie odrobne rzeczy! Uczeń powinien najpierw rozumieć, potem przejąć frazy do osobistego słownika i wprowadzić do swojej codzienności. Wtedy nauczyciel zmienia azymut swoich wypowiedzi, aby przekazać inne opcje… Dobre zajęcia konwersacyjne bywają zatem wyzwaniem dla obu stron! I bardzo słusznie. Tak właśnie powinno być.

To żadna sztuka przepaplać sobie godzinkę czy półtorej na poziomie ogólnie zrozumiałym prawie dla każdego (poza oczywiście totalnie początkującymi). Tak samo łatwo byłoby popisywać się swoim poziomem i upokarzać kursanta, że przecież jak to, dlaczego on mówi jak debil, to przecież trzeba milion idiomów w jednym zdaniu, i jeszcze word stress, i jeszcze inne kwiatki.

Niestety wciąż spotyka się takie lekcje. Jeśli trafiłeś/trafiłaś na takie: uciekaj, zrezygnuj, zmień. Jeśli prowadzisz takie: proszę, zrób to dla mnie, dla siebie, dla wszystkich i… rzuć pracę. Przynajmniej na jakiś czas. Zbuduj warsztat. Łatwa kasa i łatwa satysfakcja z poczucia wyższości. Ale długofalowo nikt na tym nic nie ugra, zapewniam.

 

Co zrobić, by zarówno formalny, jak i ten nieformalny język angielski układał się płynnie w głowie? Jak ćwiczyć oba jednocześnie, ale żeby umieć je rozgraniczać?

Na ratunek jedno z moich ulubionych ćwiczeń. I jednocześnie zadanie testowe np na egzaminach Cambridge oraz końcowych i klasyfikacyjnych w polskim systemie edukacji. Tak, mowa o parafrazowaniu.

Wybierz losowe zdanie lub słowo. Może być takie, którego się właśnie chcesz się nauczyć. Może być dobrze zdanie. Pomyśl, jak przedstawić jego treść innymi słowami.

To pozornie wkurzające ćwiczenie sprawdza się świetnie w rozwijaniu inteligencji językowej, pamięci, skojarzeń i logicznego myślenia.

Popatrz:

unikać – uciekać od – pomijać – opuścić coś

avoid – run from – omit – skip – bypass – overslaugh – lose

Oczywiscie, że nie wszystkie te słowa przyjdą ci do głowy jako pierwsze skojarzenie. Oczywiście, że „lose” składa ci się w głowie bardziej z „tracić”, „gubić”, ale – powtarzam to jak mantrę: MYŚLIMY KONTEKSTEM, A NIE PODKŁADAMY SŁOWA NA ZASADZIE 1:1. Zdolności językowe to coś więcej niż samo tłumaczenie.

A teraz niespodzianka dla wytrwałych. Skoro doczytałeś wpis do końca, to należy ci się nagroda. Specjalnie dla moich czytelników przygotowałam wyjątkową kartę pracy. Nada się dla wszystkich poziomów od A2 do C2, bo limietem jest tu tylko kreatywność.

Celowo nie załączam klucza odpowiedzi – poprawnych wersji może być kilka. Spróbuj wysilić swój mózg. A jeśli nie dasz rady – nie szkodzi. Korzystanie ze słowników w odpowiedni sposób to też nielada umiejętność! I bardzo przydatna forma nauki.

 

Darmowa karta pracy to edytowalny pdf. Możesz go wykorzystać do rozszerzania własnych pomysłów, jak również na lekcji – zarówno, jeśli jesteś nauczycielem, jak i uczniem.

say_it_correctly

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *