Zacząłeś już wątpić, że nauka języka angielskiego i prawdziwe postępy idą w parze?
Chodzisz na lekcje już bardzo długo i dalej nie czujesz, żebyś się czegoś wielkiego nauczył?
Ćwiczysz, ćwiczysz, ćwiczysz, a koledzy z grupy/pracy/szkoły ciągle mówią lepiej?
O podobnych pytaniach nurtujących uczniów pisałam już w TYM WPISIE. Tam też znajdziecie garść porad, jak radzić sobie z takimi problemami. Tym razem jednak zastanówmy się, skąd w ogóle biorą się powyższe wątpliwości.
Przede wszystkim musisz wziąć pod uwagę kilka czynników.
Posiadamy pięć umiejętności językowych: czytanie, pisanie, mówienie, słuchanie i tłumaczenie na inny język (zaliczane do umiejętności od niedawna, ale o tym przeczytasz w TYM WPISIE, dlatego na potrzeby niniejszego będę opierać się tylko o pierwszą czwórkę).
Umiejętności te, jak możesz się domyślić, mają zdolność wzajemnego przenikania jak na obrazku poniżej:
Słuchanie poprawia mówienie, czytanie usprawnia pisanie. Dokładnie tak samo jest w twoim języku ojczystym. Oczywiście na tym cała „zabawa” się nie kończy i dość oczywistą sprawą jest, że od samego słuchania nie zaczniesz nagle pięknie mówić, ale jest naprawdę duża szansa na:
- osłuchanie się z akcentem, opcję poprawą uznasz za jedyną i nie stworzysz własnych „ułatwiaczy”,
- przyswojenie konstrukcje, które potem zaczniesz, często zupełnie nieświadomie stosować, dzięki czemu twoje słownictwo się znacznie poszerzy (znam co najmniej kilka osób, które nigdy specjalnie nie uczyły się angielskiego, a jednocześnie dość biegle posługują się idiomami, gdyż słyszały je w filmach czy odcinkach vlogów),
- zakodowanie się, że zdania to nie tylko zlepki słów, ale całe konstrukcje gramatyczne i fonetyczne – inaczej mówiąc, będziesz przetwarzał frazy, a nie wyrazy i o to właśnie chodzi.
Żeby nie było wątpliwości: TAK, W DALSZYM CIĄGU POWINIENEŚ ĆWICZYĆ MÓWIENIE. Nie wolno nikomu zapominać, że input to wiedza „bierna”, natomiast dopiero output, jak sama nazwa sugeruje, tworzy nam nowe treści, czyli możemy mówić o wiedzy „aktywnej” lub też „użytkowej”.
Podobnie jest z czytaniem: im więcej tekstu widzisz, przetwarzasz, tym łatwiej przyjdzie ci tworzenie własnego, mózg zapamiętuje bowiem pewne schematy. Rozumiemy przez to zdolność do rozpoznawania językowych kiksów i smaczków. Owszem, może być ona niekiedy wrodzona i zdecydowanie łączy się z tzw. słuchem językowym/muzycznym, ale przede wszystkim powstaje w żywym kontakcie z tkanką tekstu. Tak właśnie kształtujesz nie tylko swój gust, ale też ogólne możliwości twórcze.
To jednak w dalszym ciągu nie odpowiada na pytania zawarte na początku artykułu.
Jaki wpływ na postępy ma poziom?
Ogromny! Poruszając się w przedstawionych wyżej kategoriach, możemy napotkać też kilka pomniejszych, często poruszanych np. przez rodziców nieletnich kursantów. Są to między innymi:
- literowanie – szczególnie przydatne w przypadku własnego imienia, nazwiska, adresu mejlowego (podchwytliwe pytanie rekruterów!),
- zamawianie jedzenia, kupowanie biletu,
- wypełnianie kwestionariuszy osobowych,
- pytania i odpowiedzi dotyczące wskazywania kierunku i godziny,
- zachowanie w restauracji i na lotnisku,
- pisanie mejla, notatki służbowej, raportu,
- przeprowadzanie prezentacji i opis grafu/wykresu,
- small talk,
- wizyta u lekarza/dentysty.
Bardzo istotne jest to, że po opanowaniu każdego z nich mamy nieodparte poczucie w rodzaju „nauczyłem się czegoś konkretnego!”.
I słusznie. Natomiast jak pewnie zauważyłeś, większość z wymienionych przeze mnie tematów pochodzi z raczej niskich poziomów. I w tym jest cały haczyk. Kiedy zaczynasz swoją przygodę z nauką języka (jakikolwiek by on nie był), masz przed sobą ogrom tematów-podwalin. Kamieni milowych, które wyznaczają twoją ścieżkę. Każdy z nich jest powodem do dumy.
Ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia
Niestety w pewnym momencie pozostaje już tylko praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka.
Poszerzasz zasób słów, zaczynasz mówić szybciej, sprawniej, rozumieć więcej z filmy czy książki, składasz zażalenie na obsługę kelnerską zamiast tylko posłusznie wybrać this and that z karty. To przykre nie tylko dla uczniów, ale przede wszystkim dla nauczycieli/lektorów/trenerów, ale im dalej w las, tym mniej tych kamieni. I tym mniej są one spektakularne. Niewątpliwie znaczenie ma tutaj fakt, że „nauczyłem się zamawiać” cieszy o wiele bardziej niż „nauczyłem się zamawiać lepiej”, gdyż mózg ludzki to, jak wiadomo, twór leniwy i uzna drugie zdanie za „nic szczególnego, przecież już to mówiłem…”. Z tego samego powodu nowych umiejętności uczymy się niejednokrotnie szybciej niż dopracowujemy szczegóły czegoś, co już „jakoś ogarniamy”.
Nauka języka angielskiego i prawdziwe postępy – jak zacząć to wreszcie łączyć?
Najlepszym, co możesz zrobić, jest skupienie się po prostu na używaniu języka. Koniecznie porzuć myśli o ciągłym rozliczaniu się z postępów. Gwarantuję, że przy odpowiednim samozaparciu pewnego dnia po prostu poczujesz „łał, naprawdę te lekcje sporo mi dały!”
I ostatnia rada: nie porównuj się do ludzi z telewizji, do kolegów, znajomych. Nie zapętlaj się w myśleniu: „Hance i Zenkowi idzie lepiej””, „nigdy nie będę mówił jak native. Jeśli już musisz przykładać miarki, porównuj się do siebie samego z przeszłości. Z każdą spędzoną nad przyswajaniem języka godziną, jesteś lepszy.