Tym razem na tapecie: apki do nauki języków! Zatem pomyślmy.
Testowałam już kilkanaście aplikacji do nauki języków obcych. Do angielskiego i kilka podczas nauki innych. Robiłam nawet ranking.
Rozmawiałam o nich też z uczniami [regularnie] oraz różnymi znajomymi.
Po tym wszystkim nasuwa mi się tylko jedno, jedyne pytanie:
Dlaczego apki do nauki języków obcych nie działają?
No i stop. Bo przecież krzyk, płacz i protest. Jak to APKI DO NAUKI JĘZYKÓW nie działają? No, przecież działają, pomagają. Gdybym napisała takie stwierdzenie na grupach językowych, zaraz dostałabym falę hejtu. Tylu osobom pomogły apki.
Apki do nauki języków są tylko narzędziem powtarzania, ćwiczenia. Nie uczą niczego realnego, nie są żywym i konkretnym kontaktem z językiem.
Większość z nich opiera się po prostu na klikaniu: łączeniu obrazków, przesuwaniu słówek, by wypełnić luki, rozwiązywaniu quizów. To jest bierny kontakt.
Bierny kontakt polega głównie na tym, że pozostaje w naszej głowie tak długo, jak długo… trwa.
Przechodzimy kolejne poziomy, zdobywamy nowe odznaki w grach i innych apkach do nauki języka, ale realnie to nie wystarcza. Nie może być jedyną metodą przyswajania ani powtarzania wiedzy.
Nauka czynna a nauka bierna
Podczas procesu nauki umiejętności -jakichkolwiek – mamy zasadniczo dwie fazy. Lub inaczej mówiąc: dwa typy. Naukę czynną i naukę bierną.
Nauka czynna to szlifowanie życiowych umiejętności, czyli naszych kompetencji językowych w faktycznym przełożeniu na to, do czego będziemy je wykorzystywać.
Nauka czynna jest wtedy, kiedy realnie uczymy się nowych słówek, rozmawiamy, trenujemy pisanie esejów czy innych wypowiedzi pisemnych, analizujemy i poprawiamy nasze błędy gramatyczne, poznajemy rzeczywiste zwroty do użycia w sytuacjach życia codziennego itd. Pojawia się również wtedy, gdy np uczysz się wymowy czy ortografii i masz ten słynny „eureka moment”, czyli olśnienie w stylu „aha! to tak trzeba!”
Apki do nauki języków to w większości przypadków nauka bierna.
Klikanie w literki, żeby uzupełnić słowa – małpa by sobie poradziła. To realnie niczego nie uczy. Podpisywanie obrazków, które i tak za chwilę wylecą z pamięci – to jest właśnie ten aspekt, o którym wspominałam wyżej. Działa dopóki klikasz. Oglądanie serialu (czy innego materiału wideo) na poziomie dokładnie odzwierciedlającym twoje umiejętności lub wyższym – albo dużo, dużo wyższym [tak, że prawie nic nie rozumiesz]. Na pewno zauważyłeś, że kiedy oglądasz to nawet ogarniasz, rozumiesz, ale nigdy w życiu nie zbudowałbyś takiego zdania samodzielnie. To jest właśnie wiedza pasywna [bierna] zbudowana dzięki nauce pasywnej. Daje to jakieś tam poczucie komfortu, które jednak znika natychmiast po zakończeniu ćwiczenia – w większości przypadków nie umiemy tego przywołać z pamięci.
Identycznie sprawa się z aplikacjami, gdyż – JESZCZE RAZ: aplikacje w większości przypadków przestają działać zaraz po tym, jak przestaniesz z nich korzystać. A zatem uczysz się realnie po prostu przechodzenia kolejnych poziomów. Zazwyczaj dodatkowym minusem są totalnie absurdalne zdania [z których słynie np duolingo – jedna z najpopularniejszych i jednocześnie najsłabszych aplikacji na rynku].
Dla kogo apki do nauki języków? Czy należy z nich zupełnie zrezygnować? Czy nie nadają się zupełnie do niczego?
Nie. Mogą sprawdzić się jako narzędzie pomocnicze – np. do powtórek. Fajnie tutaj działa Quizlet czy Wordwall. Możemy tam stworzyć zestawy ćwiczeniowe ze słówek (czy to z lekcji, czy z nauki własnej) i w ten sposób możemy do nich zajrzeć bez konieczności dokładnego przerabiania tej samej lekcji, czytanki, filmiku czy wpisu na blogu. 🙂
Możemy też korzystać z tych aplikacji w ramach sprawdzenia, ile słówek udało się skojarzyć do razu, a ile wciąż nas zaskakuje.
Niektórych klikanie w aplikacjach językowych też po prostu relaksuje. I też świetnie. Jeśli uważasz, że one wnoszą coś do twojego życia, to nie rezygnuj z nich. Jednocześnie po prostu nie spodziewaj się po nich spektakularnych efektów.
Największym błędem użytkowników aplikacji do nauki języków jest przekonanie, że one załatwią sprawę albo nauczą nas czegoś realnego. Poprzez naukę bierną to jest zwyczajnie NIEWYKONALNE, NIELOGICZNE i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Nie osiągniesz aktywnych umiejętności bez ćwiczenia… praktycznych umiejętności. Proste, prawda? 🙂
A co z apkami do nauki wymowy?
To też ciekawy temat do rozmyślań.
Tutaj problemy są w zasadzie tylko dwa.
Po pierwsze: wymowa opiera się głównie na czytaniu. Musimy pamiętać, że sposób mówienia spontanicznego często znacznie różni się od tego, jak czytamy. Czytając, inaczej akcentujemy interwały, inaczej zwracamy uwagę na znaki interpunkcyjne i połączenia międzywyrazowe. Efekty pracy z apką są zatem nieco przekłamane.
Druga sprawa: nasze postępy ocenia automat. Mniej więcej taki sam, który tworzy tzw CC [autonamiczne napisy] w YT. Nie jest więc nieomylny.
Wniosek:
głównym wykorzystaniem aplikacji do nauki języków powinno być traktowanie ich jako dodatkowej drogi kontaktu z językiem. Pamiętaj, że każdy moment zetknięcia się z językiem, którego się uczysz, zbliża cię do upragnionego celu. Twój mózg po prostu przyzwyczaja się.
Cieszę się, że ktoś podziela moje zdanie. Zawsze powtarzałem moim uczniom, żeby traktowali aplikacje oraz kursy do nauki samodzielnej jako dodatek, coś dla powtórek, ale nigdy jako podstawę nauki języka obcego.