Fraza „dla dorosłych” jest o tyle ciekawa, że może oznaczać dwie rzeczy. Po pierwsze: język angielski dla dorosłych to taki, który jest do nich kierowany, który oni chcą zdobyć/osiągnąć/nabyć. Czyli nie chcą już lekcji jak dla dzieci. Kluczem są tu materiały i tematy.
Po drugie: „dla dorosłych”, a więc jak „dla zaawansowanych”. Czyli prowadzony w sposób dorosły, dopasowany, dojrzały. Osią będą metody, techniki i osobowość nauczyciela.
Widzicie jaki ten język piękny? Idealnie pokazuje nam, w czym tkwią oba główne problemy. I to w jednej frazie!
Jak po dorosłemu uczyć języka angielskiego?
Na początku należy poruszyć kilka zasadniczych kwestii.
Po pierwsze – uczeń dorosły, dużo bardziej potrzebuje zbadania i zweryfikowania potrzeb. Z dziećmi czy młodzieżą sprawa jest zazwyczaj (choć nie zawsze) prostsza. Zasadniczo poziom nauczania wynika z wieku młodocianego kursanta, ewentualnie klasy, do której uczęszcza lub rodzaju jego szkoły.
Z dorosłymi bywa natomiast bardzo różnie. Gros z nich uczyło się języka angielskiego przez więszkość swojej edukacji – po 5, 7, 10, 12, a nawet 15 lat i oscylują gdzieś na poziomie pomiędzy A2 a mocnym B1. Część z osób jednak nie doświadczyła lekcji języka Szekspira (prawie) w ogóle lub miała je w bardzo znikomej formie, a teraz potrzebuje języka do pracy/wyjazdów i zaczyna właściwie od zera.
Nie wolno jednak zapominać, że – jakiekolwiek byłyby jego doświadczenia z językiem, którego usiłuje się nauczyć teraz – za pewne ma wyrobione pewne schematy i przyzwyczajenia. Badanie potrzeb nie kończy się więc na samym określeniu, z czego konkretnie chciałby się taki uczeń podszkolić, ale równie ważne jest W JAKI SPOSÓB.
Nieważne, czy jesteś uczniem, czy uczysz kogoś. Przemyślenie tej kwestii leży po obu stronach.
Większość z nas jednak jakiegoś tam języka się kiedyś uczyła, nawet jeśli nie angielskiego, to rosyjskiego, niemieckiego, łaciny czy hiszpańskiego. Na tej podstawie budujemy sobie pewne wyobrażenie o tym, jak taka lekcja powinna w ogóle wyglądać. I oczekujemy, że to się znów sprawdzi… lub też zupełnie odwrotnie: chcemy metod innych od tych, które już znamy.
Przykłady? Ależ proszę bardzo!
Wyobraź sobie uczennicę – panią Krysię. Pani Krysia jest z wykształcenia filologiem. Pani Krysia pracuje z j. angielskim dość regularnie, do tego lubi wycieczki zagraniczne. Angielskiego uczyła się 10 lat, ale wciąż oscyluje gdzieś na poziomie B1. Pani Krysi zawsze wszyscy tłumaczyli gramatykę po polsku, teoria po teorii, każde zagadnienie osobno. Nawet coś tam kojarzy, zarówno w teorii, jak i w praktyce, ale czuje wewnętrznie, że musi jeszcze potrenować. Pani Krysia przeżywa na moich zajęciach zderzenie z materiałami autentycznymi, na których potyka się raz na jakiś czas i nie bardzo wie, jak się po tym podnieść. Nie wierzy, że to przyjdzie z czasem. Pani Krysia wyobraża sobie konwersacje oparte na materiałach autentycznych jako takie sobie gadanie-pitu pitu.
Analizując zatem potrzeby Pani Krysi, dochodzimy do wniosku, że tłumaczenie jej tej gramatyki, nawet po polsku, według regułek i tabelek, nie jest niczym złym, nawet jeżeli to dość logiczne, że skoro dalej tego potrzebuje, to znaczy, że przez poprzednie 10 lat nie działało. Pani Krysia po prostu poczuje się z tym lepiej, uzna zajęcia za pełniejsze, a swoje poruszanie po meandrach języka za pewniejsze i bezpieczniejsze. Choćby zatem dla podbudowania jej pewności siebie możemy wykorzystywać takie techniki.
Czy to się zawsze sprawdza?
A teraz popatrzmy na inną kursantkę. Pani Zosia studiowała logistykę. Pracuje w korporacji, często z językiem angielkim. Podobnie jak p. Krysia uczyła się języka Brytoli 10 lat z okładem. Zmieniała korepetytorów, próbowała swoich sił w szkołach językowych i w samodzielnej nauce online. Zawsze wszyscy tłumaczyli jej gramatykę kolejno, każde zagadnienie osobno. Pani Zosia coś tam z tego kojarzy, zarówno w teorii, jak i w praktyce, chociaż ewidentnie potrzebuje odświeżenia. Czuje się już zmęczona ciągłym powtarzeniem, wkuwaniem, odpytywaniem.
Pani Zosia, mimo tak wielu podobieństw, wyobraża sobie lekcje zupełnie inaczej. Pracujemy z nią na materiałach autentycznych, wymuszając użycie konkretnych struktur gramatycznych niejako nieświadomie. Pani Zosia musi odpowiedzieć na pytania lub stworzyć własną historię w sposób narzucony przez polecenie/dialog z nauczycielem, nie mając do końca świadomości, jak dokładnie nazywa się ta struktura oraz jakiego poziomu językowego pochodzi. Pani Zosia robi to naturalnie, wreszcie nie czuje się przytłoczona nadmiarem materiału. Nie potrzebuje przecież nazw i regułek. W normalnym życiu nie powie przecież „uwaga, używam teraz czasu przeszłego niedokonanego”. Nowe zagadnienia poznaje poprzez przykłady i konteksty, nie z reguł i zasad. Cieszy się, że ma tak duży kontakt z żywym językiem, dzięki czemu uznaje zajęcia za pełniejsze, a swoje poruszanie po meandrach języka za pewniejsze i bezpieczniejsze.
Dostrzegasz analogię? No, właśnie. W przypadku p. Zosi nie wolno używać klasycznych metod tłumaczenia teorii i regułek (bez wzlędu na język), natomiast p. Krysia tego wymaga – świadomie lub nie – i krzywdą dla niej będzie na siłę udowadnianie, że wolimy jednak bardziej nowoczesne i praktyczne sposoby.
Język angielski dla dorosłych to przede wszystkim spotkanie dojrzałych, odpowiedzialnych ludzi!
Podkreślam tu słowo: spotkanie. Jak pokazują powyższe przykłady, wiele zależy od konkretnego przypadku. Obie – podkreślam – obie strony muszą zrewidować swoje spojrzenie na naukę. Wyznaczyć priorytety i się ich trzymać dla osiągnięcia pełnej efektywności. O to właśnie chodzi, prawda? Kiedy prowadzę zajęcia z uczniami, to przecież nie po to, żeby odbębnić czy odhaczyć pewne punkty na mojej „to do list”. Ja przecież już znam zarówno regułki, jak i ich praktyczne wykorzystanie. Teraz mam pozwolić, by mój kursant umiał realnie wynieść z zajęć moją wiedzę i zakorzenić ją w swoim życiu. To dlatego to robię, nie dla własnej frajdy czy poczucia obowiązku.
Chociaż frajda zazwyczaj też jest, nie ukrywajmy. Swoją pracę trzeba jednak lubić.
Język angielski dla dorosłych to ciężki kawałek chleba, jednak spokojnie można opanować i zabezpieczyć najważniejsze sprawy. Co za tym idzie, po odrobinie przemyślenia spokojnie zadbamy o jakość zajęć. Kursów, podręczników czy samouczków mamy na rynku naprawdę sporo. Tak jak metod, technnik i możliwości nauczania. Nie ma takiej, która sprawdza się na pewno w każdym przypadku.
Tym wpisem chciałabym wprowadzić czytelników w tajniki kilku z nich. Rozpoczynam zatem serie z krótkimi opisami różnych metod w nauczaniu języka angielskiego dorosłych (i nie tylko). Mam nadzieję, że pomoże Ci to wybrać taką, która najlepiej spełnia Twoje oczekiwania i potrzeby. Od dzisiaj co tydzień będę publikować wpis metodyczny oznaczony w tytule słowem „metody”. Można będzie je też znaleźć poprzez opisaną analogicznie kategorię.