Blokada językowa nie istnieje!

blokada językowa i nauka angielskiego

Blokada językowa i nauka angielskiego

Wiesz, jakie zdanie słyszę najczęściej podczas pierwszej rozmowy z nowym kursantem?

Bo ja, wie pani, całkiem sporo rozumiem, ale nie mam taką blokadę językową…  Gdyby nie fakt, że to jednak nieprofesjonalne i niegrzeczne, to odpowiadałabym na takie teksty tak: a po łbie to chcesz?! 

Blokada językowa i nauka angielskiego w ogóle się nie wykluczają, gdyż po prostu nie ma czegoś takiego, jak blokada!

Na pewno nie pod kątem edukacji. Cała ta twoja pseudoblokada to nie jest żaden problem z przyswajaniem wiedzy typu zapamiętywanie słówek, składnia, wyćwiczenie dobrego akcentu czy nawet, właśnie tak (!), płynności wypowiedzi.

To po prostu zwykły stres przed mówieniem – lub nawet częściej – przed mówieniem niepoprawnym. Wstyd. Trema. To właśnie nazywamy, zupełnie bez sensu blokadą językową. Dlaczego bez sensu? Ano dlatego, że „mam blokadę” oznacza tyle, co „nie mogę”, „coś mnie zatrzymuje”.

W pierwszym przypadku z góry odbierasz sobie szansę, co jest po prostu masochistyczne. W drugim zaś – zwalasz winę na kogoś innego, na to bezpieczne, bo nieokreślone „coś”. Chcesz siedzieć w swojej strefie komfortu i nigdy nie zrobić postępów? Proszę bardzo, ale przynajmniej weź to na klatę zamiast jęczeć o blokadach.

No, dobra. Wiem. Skoro tu jesteś, to znaczy, że czujesz, że coś jednak musisz ze sobą zrobić. Szukasz wskazówek, rozwiązań i porad. I słusznie. Chociaż nie jest prawdą, że sam sobie nie poradzisz.

Chcesz wyjechać zza granicę, zdać FCE albo używać języka angielskiego w biznesie?

Skąd to się bierze w głowie?

Szumna blokada językowa to nic więcej ponad aspekt psychologiczny, czyli ni mniej, ni więcej, jak tylko wmawianie sobie, że nie potrafisz zanim jeszcze spróbujesz!

Niestety nie jest tak, że wszystko, co rozumiesz, możesz faktycznie użyć. Nie ma tak różowo. Nie ma też z całą pewnością możliwości, że „sporo rozumiesz ze słuchu czy czytania”, jednocześnie w ogóle nie posiadając zdolności mówienia. Po prostu tak się nie da i koniec!

Niestety większość słów, jakie znasz, nawet w swoim ojczystym języku, to wiedza pasywna (czyli rozumiesz, ale sam raczej byś tak nie powiedział). Nie ma to jednak żadnego związku z sytuacją, kiedy nie możesz odpowiedzieć na zadane po angielsku pytanie, bo brakuje

  • przysłowiowego języka w gębie,
  • najzwyczajniej na świecie słownictwa.

Znam mnóstwo przypadków, kiedy osoby bardzo nieśmiałe mówiły płynnie i bardzo sprawnie. Znam też takie, w których niewielki zasób słów pozwalał na zagadywanie kogoś prawie na śmierć.

Wiesz, co słyszę w trakcie nauki od tych samych osób, które 5-8 spotkań temu (lub w skrajnych przypadkach nawet więcej) mówiły o swojej blokadzie?

„Bo ja nie

Jak pokonać blokadę językową?

Byłeś kiedyś na targu w Turcji czy Egipcie? Azjaci i mieszkańcy Afryki nierzadko posługują się językiem Theresy May w stopniu bardzo elementarnym, z błędami, niedokładnie, ale skutecznie i pewnie. Kto z nas nie słyszał o tzw. „majfrendach”? Oni po prostu przyjmują zasadę: nieważne jak, ważne, żeby sprzedać. Oto i cała recepta.

Każdy wysłany komunikat (czyli każde wypowiedziane zdanie) to w pewien sposób sprzedaż. Sprzedasz swojego punktu widzenia, sprzedaż tego, czego chcemy od drugiej osoby. Jak nie zaproponujesz, to nie kupi. Jeśli zaproponujesz źle, to może nie kupi. Prosta matematyka.

Skoro problem bariery komunikacyjnej jest kwestią psychologiczną, to dotyka zwykle perfekcjonistów. Nastawiamy się z góry, że lepiej nic nie powiedzieć niż powiedzieć źle.

A słyszałeś kiedyś powiedzenie „jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz”? W jaki sposób masz być perfekcyjny bez praktyki?

Szukajmy przyczyny i rozwiązania zamiast stękać, że jest źle

Tak, czasem nauczyciel bardzo przyczynia się do niemożności wypowiedzenia się przez ucznia. Dlaczego i jak? Ano, patrz wyżej: bez mówienia nie ma swobody mówienia, a kiedy tylko siedzisz i robisz zadania z podręcznika oparte na nieżyciowych czytankach czy setny raz tych samych konstrukcjach gramatycznych, na konwersacje zwykle brakuje już czasu.

Dlatego wolę czasem poplotkować z uczniami, a teorię przerabiamy w znikomych ilościach (jeśli już, to na zasadzie „skąd to się wzięło, jak mam rozumieć” niż „zasada mówi tak i tak”). Może być też tak, że twój nauczyciel/korepetytor zbyt mocno sygnalizuje błędy. To naturalne, że po pewnym czasie ciągłego strofowania zamkniesz się w sobie. I grzech trzeci: nie prowadzicie dialogów (na lekcji 1:1 czy też w grupach), ale przeprowadzane są najzwyklejsze monologi – nauczyciel zmusza cię do wymyślania niestworzonych historyjek, nie dając żadnego punktu zaczepienia albo odwala cały speaking sam. Rozwiązanie: zmień nauczyciela/korepetytora/trenera/lektora. Po prostu i bez sentymentów.

Ale przecież nie mam z kim ćwiczyć…

Tak, tak. To też ciągle słyszę. Bla, bla. Nie musisz od razu wpadać w immersję językową (która jest zawsze świetnym pomysłem!), ale masz kilka świetnych rozwiązań.

  1. Zapisz się na indywidualne konwersacje albo intensywny kurs, w którym kładzie się nacisk na speaking skills. O ile twój nauczyciel/korepetytor/lektor ma chociażby podstawową wiedzę o tym, jak przeprowadzać takie zajęcia, już po kilku lekcjach powinieneś poczuć różnice. Średni postęp moich uczniów to przegadywanie bez przerwy 60-80 minut po roku systematycznej nauki od totalnego zera (często mieli początkowo problem nawet, żeby się przedstawić).
  2. Grupa konwersacyjna. W wielu miastach są tworzone grupy spotykające się raz w miesiącu, żeby poćwiczyć mówienie po angielsku. Nie tak rzadko nawet są to spotkania zupełnie darmowe, a przy okazji poznajesz nowych ludzi, możesz pograć w planszówki itd. Kiedyś nawet uczęszczałam do takiej grupy we Wrocławiu. Czasami można znaleźć grupy konwersacyjne również poprzez Skype. Nie musisz więc nawet wyjść z domu.
  3. Poszukaj osób z podobnym kłopotem. Serwisy takie jak Faceebook, Gumtree często zawierają ogłoszenia o poszukiwaniu osób do konwersacji. Umówcie się na rozmowę przez komunikator, telefon albo nawet oko w oko (w publicznym lub ustronnym miejscu w zależności od upodobań). Opcja 100% darmowa i zdecydowanym plusem jest to, że możesz dobrać sobie wiek, płeć i zainteresowania rozmówcy, a jeśli „nie zaiskrzy”, zawsze możecie się po prostu rozejść bez żadnych zobowiązań, do jakich prowadzi zapis na kurs grupowy czy indywidualny. Niebezpieczeństwem tej opcji jest jednak dość duża szansa nabrania złych nawyków językowych od osoby, z którą rozmawiamy, gdyż dyskusje takie nie są w żaden sposób kontrolowane, więc możesz nie mieć świadomości, że te świetne frazy, których używa rozmówca, to żadne idiomy, ale po prostu „twórczość własna”.
  4. Mów do siebie. Komentuj to, co widzisz. Dawaj sobie komendy typu: to zaczynamy, szybciej, jeszcze tylko trzy pompki… Powtarzaj cicho listę zakupów. Podsumuj swoje osiągnięcia albo dodawaj sobie otuchy po angielsku.
  5. Mów do dziecka albo zwierzaka. Twój kotek/piesek/niemowlak na pewno nie będzie miał nic przeciwko błędom, więc czego się jeszcze obawiasz?

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *